
Śródmiejski Ośrodek Kultury zaprasza na pokaz slajdów z cyklu: BIRMA. Z WIZYTĄ W KRAJU ORWELLA autorstwa Katarzyny & Rafała Siudowskich 12 luty (wtorek), 2013, godz. 18.00. Śródmiejski Ośrodek Kultury w Krakowie, ul. Mikołąjska 2, II piętro, sala nr 17. Wstęp wolny!
„Wind of change”, czyli witamy w Birmie
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, w pewnym zapomnianym kraju żyli sobie pogodni ludzie. Przyjezdni nie korzystali z bankomatów czy kart kredytowych, nie używali telefonów komórkowych z braku zasięgu, a dostęp do Internetu był znacznie ograniczony. Wiele terenów było pozbawionych prądu, a tam, gdzie bywał – przerwy w jego dostawie były nieprzewidywalne, ale powszechne. W państwie tym na drogach nie było korków, bo liczba samochodów niekiedy była znikoma. Ba! Nawet trudno czasem było mówić o drogach, po których swobodnie mogłyby one jeździć. Zdecydowaną większość kraju stanowiły tereny rolnicze, na których najczęstszym widokiem była „dwukółka”, zaprzężona w woły…
Dawno, dawno temu… Nie! To wcale nie było tak dawno temu! Przygotowując się do wyjazdu do Birmy, czytaliśmy relacje wielu osób, którzy w ciągu ostatnich 2-3 lat odwiedzili turystycznie ten kraj. Relacje nieraz były tak różne od tego, co zastaliśmy na miejscu z ich postrzegania Birmy niejednokrotnie można było odnieść wrażenie, że autorzy tych opowieści posiedli umiejętność podróży w czasie. Nawet informacje sprzed pół roku okazały się niejednokrotnie nieaktualne, a podawane ceny wzrastały nieraz dwukrotnie.
Jedziemy autobusem z Bagan do Kalaw. Na ekranie wielkiego telewizora lecą właśnie teledyski – nie tylko birmańskich – przebojów. Akurat słychać Scorpionsów. Choć to nie ich największy przebój, to wiatr zmian, zachodzących w kraju, można wyraźnie odczuć.
Birma otwiera się na świat, to fakt niezaprzeczalny. Symbolem tych zmian jest noblistka Aung San Suu Kyi – orędowniczka wolnej, demokratycznej Birmy, a jednocześnie liderka opozycyjnej National League For Democracy. Po 15 latach spędzonych w areszcie domowym, pod rządami reżimu wojskowej junty, w końcu otrzymała możliwość legalnego działania i od 2012 r. zasiada w parlamencie. Do niedawna samo wymówienie jej nazwiska groziło Birmańczykom poważnymi konsekwencjami, dziś plakaty z jej podobizną widoczne są niemal na każdej ulicy.
To, co przede wszystkim jest jednak dostrzegalne na każdym kroku, to coraz większe grupy turystów. Tych, którzy przyjechali, żeby "jeszcze zdążyć" przed całkowitym otwarciem się kraju na turystykę, jak i takich, którzy – pewnie z uwagi na to otwarcie – wykupili zorganizowaną wycieczkę w miejsce, gdzie jeszcze niedawno nie mogliby pojechać.
Jednak i my znaleźliśmy nasz wehikuł czasu. Jadąc na wybrzeże przez – znacznie już niestety przerzedzoną – dżunglę, obserwowaliśmy Birmę, jaką wcześniej widzieliśmy oczami wyobraźni, czytając Orwella. Telefon służył nam jedynie jako budzik, a bezużyteczne karty płatnicze były głęboko schowane. W Birmie nadal są miejsca, gdzie kraj żyje tylko własnym życiem, jakby nie zauważając mijającego czasu. Rybacy na jeziorze Inle wciąż wiosłują nogami, łowiąc ryby w charakterystyczne sieci. Nadal zdecydowaną część kraju stanowią pola uprawne, a na nich wozy zaprzężone w woły. A tysiące majestatycznych świątyń pokrywa – nie takie już ciche – tereny Baganu...
Zmiany mimo wszystko postępują bardzo szybko. Niedługo po powrocie do Polski dowiedzieliśmy się, że na lotnisku w Yangonie pojawiają się już reklamy pierwszych bankomatów, obsługujących „europejskie” karty. Potem przyszła nowa, jeszcze niepotwierdzona, wiadomość – w Birmie działa ponoć roaming! Ważniejsze jednak, by w kraju zaszły zmiany, które mogliby odczuć sami Birmańczycy. Wszak te widoczne i istotne z punktu widzenia turysty, „zwykłych mieszkańców” dotyczą w znacznie mniejszym stopniu.
