2014-10-25

„Quo vadis” w reż. Rafała Rutkowskiego - premiera Teatru Montownia (25 października, Teatr Łaźnia Nowa, Kraków)

Quo vadis wg Henryka Sienkiewicza,Premiera: 25 X 2014, Teatr Łaźnia Nowa, Kraków

Adaptacja i reżyseria: Rafał Rutkowski

Opieka reżyserska: Bartosz Szydłowski

Scenografia: Małgorzata Szydłowska

Muzyka: Wiktor Stokowski

Teksty piosenek: Adam Krawczuk, Marcin Perchuć, Rafał Rutkowski

Obsada: Adam Krawczuk, Marcin Perchuć, Rafał Rutkowski, Maciej Wierzbicki

Produkcja: Teatr Łaźnia Nowa

Już w październiku kolejna zapierająca dech w piersiach inscenizacja klasyki w wykonaniu Teatru Montownia! Po "Trzech muszkieterach" warszawscy aktorzy odważnie sięgają po "Quo vadis" tym razem serwując łaźniowej publiczności dowcipno-ironiczną interpretację Sienkiewiczowskiego dzieła. Na scenie nie zabraknie wielu kultowych postaci znanych z lektury i kina, w które wcielą się wyłącznie czterej Montowniacy. Szybkie tempo akcji, okraszone ciętym dowcipem, zawrotną prędkość aktorskich metamorfoz podkręcą jeszcze piosenki i muzyka grana na żywo, również w wykonaniu wszechstronnych aktorów.

W "Quo vadis" Montowniacy przewrotnie zwracają się ku korzeniom komediowej sztuki dramatycznej - starogreckiej komedii attyckiej, czerpią również z tradycji teatru elżbietańskiego. Scenografia spektaklu jest skromna lecz nabrzmiała znaczeniem, użycie efektów i nowoczesnych gadżetów cechuje zbawienny umiar. Wszystkie role, również kobiece, grają mężczyźni: brawurowo, koncertowo. Bez podtekstów.

"Łaźnia na gorąco": Najpierw "Trzej Muszkieterowie", teraz "Quo vadis". Dokąd zmierzacie?

Rafał Rutkowski: Po drugim przedstawieniu chcemy zakończyć naszą trylogię. Jest kilka propozycji: z racji tego, że jest nas czterech, myślimy o "Czterech pancernych". Myśleliśmy też o "Gwiezdnych wojnach", ale mamy kłopot z obsadzeniem Jabby de Hutt.

Marcin Perchuć: Myśleliśmy także o "Dziadach" Adama Mickiewicza. Z tym, że byłyby to "Dziady" w okrojonej wersji - będzie tylko Dziad. No i być może jakaś młoda dziewczyna.

Pamiętacie pierwszą lekturę "Quo vadis"? Dostrzegliście w niej już wtedy dywersyjny potencjał?

M.P. Ja nie przeczytałem "Quo vadis", tak jak nie przeczytałem "Trylogii" w całości, więc niczego nie dostrzegłem. Uważamy natomiast, że jest to bardzo fajna westernowa opowieść o miłości i przygodach.

R.R. Pierwszy raz przeczytałem "Quo vadis" w podstawówce, miałem gorączkę, czterdzieści stopni, i stwierdziłem, że przeczytam książkę. Przeczytałem, wzruszyłem się. Przygody Marka Winicjusza, Ligii chrześcijan i złego Nerona przypadły mi do gustu. Kiedy przeczytałem ją ponownie, będąc już dojrzałym mężczyzną, zaśmiewałem się co drugą stronę! Jest to fantastyczna książka, nadająca się na pastisz lub przedstawienie w formie muzycznej komedii, i w tym kierunku zmierzamy. Dziękujemy ci Henryku Sienkiewiczu.

Jeden z Was będzie w spektaklu grał także Ligię. Lubicie przywdziewać kobiece ciuszki?

M.P. Nie lubimy, uważamy to za obciążenie, natomiast postanowiliśmy nie dopuścić żadnej kobiety do tak fantastycznego projektu i żadnego parytetu nie będzie!

R.R. Budżet nie jest też zbyt wygórowany, więc nie możemy kupić gorsetów ani podwiązek. Ale zważywszy na to, że w starożytnym Rzymie nie noszono tego typu ubioru, będziemy musieli pewnie Ligię przywdziać w parciany wór, ubrać ją skromnie i ubogo. Narzekamy na to, ale wolimy być w zgodzie z epoką niż poszaleć i dać radość ludziom, którzy lubią mężczyzn przebranych za kobiety.

Nasi informatorzy donoszą, ze intensywnie przygotowujecie się do spektaklu: widziano was w zoo na szkoleniu z lwami, na próbach zespołu Gladiators, w karczmie Rzym. Zdradzicie szczegóły z tych przygotowań?

R.R. Rzeczywiście w nocy poszliśmy posłuchać, jak ryczą lwy, ze względu na to, że w czasie rzezi chrześcijan lwy ryczały bardzo. Jeden lew był dość leniwy, więc rzucaliśmy w niego kasztanami. Ucierpiał Adam, który gra Marka Winicjusza, ale blizny na jego twarzy tylko pogłębiły jego postać. Jeśli chodzi o koncert Gladiators oraz karczmę Rzym, niestety, nie wpuszczono nas do tej karczmy, powiedziano, że jesteśmy nietrzeźwi. Kompletna bzdura! Wcześniej mieliśmy próby właśnie i tam rzeczywiście piliśmy - ale odrobinę! - piwa. Chcieliśmy poczuć się jak prawdziwy zespół rockowy.

M.P. Najwięcej nam dały jednak koncerty, które wykonaliśmy jako Indianie peruwiańscy na dworcu metra w Warszawie.

Teatr Montownia składa się z czterech aktorów, zaś w "Quo vadis" znajduje się niezliczona ilość ról. Jak rozwiązaliście te niedobory kadrowe?

R.R. Staraliśmy się obsadzać po równo, było sporo kłótni: większość chciała grać postaci inteligentne, mądre i te, które mają najwięcej tekstu. W związku z tym, jako adaptator tekstu, skreślałem go tak, żeby wszyscy mieli mniej więcej po równo. Raczej aktorzy są zadowoleni. Adam, który gra tylko jedną postać - Marka Winicjusza, z jednej strony ma łatwiej, ale z drugiej trudniej, patrzy na moje próby wcielenia się w Ligię i widzę u niego zazdrość.

R.R. Marcin jest zmęczony, bo musi sobie poradzić z trzema postaciami. Znosi to dzielnie.

M.P. ...i z czterema piosenkami, a jako aktor kompletnie nieśpiewający - mam nadzieję, że zaskoczę i siebie, i widzów.

R.R. Największe kłopoty mamy jednak ze zmianą obuwia w trakcie, ale myślę, że do premiery uda nam się to opanować.

Czy książka wydana 118 lat temu nadal jest w stanie być atrakcyjna dla dzisiejszego odbiorcy?

M.P. Nie mieliśmy w książki wydanej 118 lat temu w ręku, więc nie wiemy za bardzo, jak została wydana. Natomiast wiek tu nie gra roli - mieliśmy młodsze wydania i one są absolutnie atrakcyjne: z wieloma obrazkami, zakładkami, bardzo ciekawymi ilustracjami, więc to zapładnia.

R.R. Wydanie, z którego korzystaliśmy, miało mnóstwo odnośników i wyjaśnień, dzięki temu mogłem zrozumieć dużo ciekawostek, których prawdopodobnie nie zrozumiałbym 118 lat temu. Dzięki tej współczesnej technice i wiedzy "Quo vadis" nabrało kolorów, np. dowiedziałem się, co znaczy słowo "peplum" - ale tego nie zdradzę, trzeba przyjść na przedstawienie.

R.R. - Rafał Rutkowski

M.P. - Marcin Perchuć


data ostatniej modyfikacji: 2014-10-21 11:43:20
Komentarze
 
Polityka Prywatności